REKOMENDOWANE, Dialog społeczny, Opinie, Reformy, Zdrowie publiczne
Rok 2021 – głębokie reformy i wyrzeczenia mogą się udać tylko, gdy jest minimum zaufania
Przekonanie o tym, że władza wie co czynić, a rolą ludu jest jej decyzje wykonywać, od lat jest obecne w polskiej polityce. Problem w tym, że wiara rządzących w swoje możliwości rzadko idzie w parze z faktyczną wiedzą, racjonalnymi przesłankami, już nie wspominając o pogłębionej refleksji, w której rozpatruje się wariantowe scenariusze i poszukuje optymalnych rozwiązań.
Na ten dzisiejszy paradygmat władzy nakłada się nieustannie obecny i pogłębiający się w naszym życiu społecznym i politycznym deficyt zaufania do państwa, do jego instytucji a co za tym idzie do urzędników i funkcjonariuszy. Głębokie reformy i wyrzeczenia mogą się udać tylko wtedy, gdy jest minimum zaufania, które jest warunkiem sine qua non każdej umowy społecznej.
Aby nie cofać się pamięcią o wiele lat i ograniczyć ten dyskurs do ochrony zdrowia, warto przypomnieć, że za czasów ministra Arłukowicza, w obliczu naglącej potrzeby sukcesu, jego emisariusze w desperacji szukali jakiegokolwiek pomysłu na usprawnienie systemu ochrony zdrowia, który byłby prosty i dawał szybkie rezultaty. Pytanie „czy masz pomysł” przewijało się w sejmowych i konferencyjnych korytarzach, a zadającym je było obojętne czego ten pomysł miałby dotyczyć pod warunkiem, że prezentował propagandowy potencjał przekładalny na słupki poparcia wyborczego. Ministerialne szuflady, pełne opracowywanych dekadami, nierzadko sensownych i kompleksowych projektów ustaw i koncepcji reform, nie były właściwym źródłem dla zmian legislacyjnych. Zawierały bowiem zmiany wymagające czasu, pieniędzy, politycznego i społecznego konsensusu. Żadnej z tych rzeczy nie było i nie jest w nadmiarze. Stąd podejmowane inicjatywy zbyt często bywały dziełem przypadku, siły wpływu różnych środowisk, czy partykularnych zainteresowań politycznych liderów.
W poszukiwaniu śladów dobrej legislacji poza nielicznymi przykładami próżno szukać empatyzacji, to jest nadrzędnej potrzeby zrozumienia sytuacji interesariuszy, która powinna poprzedzać definiowanie problemów. Anegdotycznie pobrzmiewa historyczny, sprzed niemal dwóch dekad, schemat legislacji zaczynający się od pola „POMYSŁ”. To dzięki takiemu nastawieniu sam wybór problemów wymagających rozwiązania był bardziej wynikiem gry interesów, gospodarczych i politycznych, niż wsłuchiwania się w głos interesariuszy i analizy potrzeb. Nawet gdy pojawiały się analizy budzące nadzieję, to ich ostatecznym celem okazywało się albo pozyskanie finansowania (Policy Paper), albo absorbowanie środowisk niekończącymi się, nic nie wnoszącymi debatami i zyskiwanie czasu (Wspólnie dla zdrowia).
Legitymizowany mandatem wyborczym, czy jak kto woli głosem suwerena, swoisty podział klasowy na klasę kreślącą przyszłe rozwiązania i tę, która ma się im podporządkować, nie omija także rządu zjednoczonej prawicy. Pandemia COVID-19 tylko te podziały pogłębiła. Ile trzeba było dyskusji, aby rząd zmienił zdanie w sprawie szczepień rodziców wcześniaków, czy samodzielnego wyjścia dzieci na dwór za dnia w trakcie ferii. A wystarczyło zapytać. Nadal czekamy na refleksję ministra zdrowia w sprawie powołanego zespołu, który ma opracować koncepcję restrukturyzacji szpitali bez udziału samego zainteresowanego, to jest samorządu. Nie możemy przejść obojętnie obok faktu, że latem, w związku ze zbliżającymi się szczepieniami przeciwko COVID-19, był optymalny czas by wreszcie złożyć projekt i przyjąć ustawę o jakości i bezpieczeństwie pacjenta. Wiele spraw, wiele możliwości – nadal to samo przekonanie, że rząd wie. Tak wiele rzeczy można było zrealizować lepiej, gdyby wsłuchiwać się w głos wszystkich zaineresowanych stron i środowisk.
Taka postawa rządu rodzi określone konsekwencje. Utrwala społeczną niepewność co do optymalnego charakteru decyzji i przyjmowanych rozwiązań w dobie pandemii. Raz utraconego zaufania nie odzyskuje się nigdy – co najwyżej można podejmować próby zniwelowania nieprzyjemnego poczucia, że państwo nie szanuje swych obywateli, a także zbyt często obraża ich inteligencję uważając, że lud ciemny wszystko kupi.
Ale – żeby było jasne – rządzącym nie wolno zaniechać tych prób odzyskania zaufania. Zbyt dużo ostatnio było rozczarowań niekonsekwentną i chaotyczną komunikacją, zbyt wiele spraw jest zamiatanych pod dywan (maseczki od instruktora narciarstwa, respiratory od firmy krzak, dotacje dla swoich, łamane obietnice docenienia pracy lekarzy i pielęgniarek, beztroska związana z losem innych), aby można było bezrefleksyjnie podchodzić do kolejnych – choćby słusznych – projektów rewolucji w systemie ochrony zdrowia. Sprawę komplikuje nadciągający kryzys ekonomiczny i wieloletnie reperkusje ekonomiczne, społeczne, edukacyjne czy inwestycyjne czekające nas w post-covidowej rzeczywistości.
Jak w takim razie powinien postępować lider? Ministrowi Niedzielskiemu nie brakuje kompetencji zarządczych i doświadczenia operacyjnego. W roli polityka i to w tej skali występuje jednak po raz pierwszy. Próbuje przy tym dokonać niemożliwego łącząc obie te funkcje. To dwie różne role i zadanie co do zasady dla dwóch osób – konstytucyjnego ministra zdrowia kształtującego politykę zdrowotną, pozyskującego polityczne wsparcie oraz sprawnego „pierwszego” sekretarza stanu w ministerstwie zdrowia trzymającego w garści wszystkie sznurki, operacjonalizującego koncepcje polityczne. Dziś na tym drugim stanowisku jest wakat. To test tego co nastąpi w 2021 r. Jeśli wakat zostanie szybko wypełniony i miejsce to zajmie człowiek kompetentny, sprawny organizacyjnie i politycznie ułożony, można liczyć na uspokojenie, porządkowanie zdrowotnej sceny, przewidywalność, większą racjonalność. Pojawi się także czas na konsultowanie koncepcji, włączanie interesariuszy. W przeciwnym razie klasowy podział na rządzących i rządzonych będzie się pogłębiać nie przynosząc środowisku dobrych i oczekiwanych rozwiązań. Prym będzie wiódł niedoczas. Znaczącą rolę odgrywał będzie przypadek. Tym większy – im bliżej wyborów przesuwać się będzie wskazówka politycznego zegara.
To jest prawdziwy sprawdzian dla pana ministra. My jednak trzymamy kciuki wierząc w dobrą przyszłość. Wielu pewnie powie, że cechuje nas naiwność. Zobaczymy jak będzie. Czeka nas trudny czas sprawdzianu skuteczności szczepionek i wydolności organizacyjnej państwa w tym zakresie, sprostania coraz bardziej zaniepokojonym i desperackim głosom zamkniętych ciągle branż gospodarki, wychodzenia naprzeciw trudnościom i zapaściom w poziomie edukacji młodzieży skazanej na zoomy i teamsy, pozbawianej z dnia na dzień kolejnych szans życiowych na lepsze studia, pracę, przyszłość Ale próbujmy być optymistami – nic innego nam nie zostało.
Czego sobie i Państwu życzymy w tym Nowym Roku?
Przede wszystkim odbudowania zaufania. Przecięcia krępującej wszystkich sieci braku szacunku i niechęci do słuchania innych. Mądrości w podejmowaniu i dyskutowaniu o rozwiązaniach rzutujących na lata naszego życia i jego komfortu. I nadziei, że każdy zły moment w końcu dobiega kresu. To tylko kwestia czasu. Obyśmy nie stracili go bezpowrotnie zbyt dużo, ponieważ z covidem i tak zostaniemy już do końca życia.
Robert Mołdach, Grzegorz Ziemniak