arch. wł.

Chciałabym znowu zaufać, ale chcę wiedzieć, kto, kiedy i w jakim celu moje dane przeglądał, kiedy i do czego je wykorzystał. Mało tego – chcę decydować o tym, komu powierzam informacje o sobie, ze wszystkimi konsekwencjami ewentualnych ograniczeń.

Ochrona danych, Opinie, Zdrowie publiczne

Brzydkie zabawy danymi

Dorota Korycińska | 23.08.2023

UDOSTĘPNIJ
mailtwitterFacebooklinkedinmailtwitterFacebooklinkedin

Kiedy 4 sierpnia tego roku przeczytałam pamiętny tweet ministra Niedzielskiego, myślałam,  że to typowe fake konto, ktoś się podszywa pod ministra zdrowia i w ramach walki politycznej brzydko się bawi. Okazało się jednak, że to urzędujący minister brzydko się bawi i dla swojej walki  z medykami upublicznił dane wrażliwe pacjenta i lekarza jednocześnie, nie mając ku temu żadnych upoważnień, za to łamiąc prawo i wszelkie normy społeczne i etyczne. Nadto czytelna była też informacja o schorzeniu, rzekomo trapiącym lekarza, ujawniając, jakiego rodzaju lek sobie przepisał.

Myślę, że zareagowałam tak, jak większość osób, zszokowanych tym wpisem. Najpierw zrobiłam szybki „rachunek sumienia”, przypominając sobie, kiedy ostatnio byłam u lekarza i jakie recepty otrzymałam, gdyby ktoś chciał mnie tymi informacjami deprecjonować. Następnie z przerażeniem uświadomiłam sobie naiwne założenie, że moje dane są bezpieczne. Była to dla mnie do tej pory oczywistość i niechlubny czyn byłego już ministra okazał się wstrząsem, ponieważ moje zaufanie do bezpieczeństwa danych legło w gruzach. Nie wiem, kto może mieć do tych danych dostęp. Lekarz? Polityk lub poseł, któremu jakaś moja wypowiedź się nie spodoba? A może zawistny a wpływowy sąsiad ze znajomościami na Miodowej 15?  Kto przeglądał moją ankietę profilaktyki 40+? Kim są ci ludzie?

Kiedy idę do lekarza, chcę być szczera, ponieważ od tego zależy moje zdrowie, więc i życie. Nie chcę nic zatajać. Chcę ufać lekarzowi i tak jest, ale lekarz wpisuje moje dane i kluczowe informacje o moim stanie zdrowia do internetowych rubryczek, a minister Niedzielski udowodnił, że urzędnik państwowy bez przeszkód może mieć do nich wgląd i je wykorzystać.

Mamy więc problem wielowarstwowy:

  1. Poziom podstawowy to wykorzystanie danych wrażliwych do zdeprecjonowania przeciwnika. Cel osiągnięty – pojawiły się absurdalne głosy o tym, że należy ujawnić choroby trapiące medyków, bo być może są zaburzeni.
  2. Poziom pośredni – to brutalne wkroczenie w intymną relację między pacjentem a lekarzem. Czy nad nami czuwa wielki brat?
  3. Poziom najwyższy, czyli ograniczenie zaufana do instytucji, przetwarzających dane, nie tylko wrażliwe.

Czy takie cele chciał osiągnąć, słusznie zdymisjonowany minister zdrowia? Tego nie wiemy, wiadomo natomiast, że problem pozostał i pytania o bezpieczeństwo danych są stale aktualne.

Chciałabym znowu zaufać, ale chcę wiedzieć, kto, kiedy i w jakim celu moje dane przeglądał, kiedy i do czego je wykorzystał. Mało tego – chcę decydować o tym, komu powierzam informacje o sobie, ze wszystkimi konsekwencjami ewentualnych ograniczeń.

Dymisja ministra Niedzielskiego problemu nie rozwiązała. Brzydka zabawa danymi okazała się poważna w skutkach. Oby nie okazała się bardzo kosztowna dla rozwoju medycyny, gdzie dane pacjentów są niezbędne, by opracowywać nowe rozwiązania i technologie, służące ich zdrowiu.

Pacjent, nazywający się „dane wrażliwe” wymaga pilnej reanimacji. Który minister tego dokona?


O Autorze

arch. wł.

Dorota Korycińska


  • Prezes Zarządu Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej
  • Prezes Zarządu Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska



  •  


    Głos ekspertów

    Słowa kluczowe

    Otrzymuj informacje od IZiD

    Adres e-mail będzie wykorzystywany zgodnie z Polityką Prywatności dostępną pod adresem https://www.izid.pl/polityka-prywatnosci/ wyłącznie do przesyłania Ci naszego newslettera oraz informacji o działalności Instytutu Zdrowia i Demokracji.

    ikona ikona ikona