Czy my w ogóle wiemy, jakiej POZ chcemy w Polsce?

arch. wł.

Rozwój szpitali czy POZ, czego wymaga UE, a co znalazło się w przygotowanych przez Polskę założeniach i celach programów, na które wydamy europejskie fundusze? Dyskusja na ten temat wywiązała się ostatnio na Twitterze w gronie ekspertów z obszaru ochrony zdrowia.

Anna Kozieł, Starszy Specjalista ds. Zdrowia w Globalnej Praktyce ds. Zdrowia, Odżywiania i Populacji w Banku Światowym zamieściła fragment pochodzący z opisu projektu Programu Fundusze Europejskie na Infrastrukturę, Klimat, Środowisko 2021-2027 z dnia 4 stycznia 2022 r., jaki ma być realizowany w Polsce ze środków UE. Projekt został przyjęty uchwałą Rady Ministrów z dn. 4 stycznia 2022 r.

Ja to czytam jako zapowiedz dosypywania kasy do szpitali. A wy?” – zapytała Anna Kozieł. W dyskusję włączyli się koleni eksperci.

KE zdecydowanie oczekuje wzmocnienia POZ. A tu czytamy „wzmocnimy szpitale, żeby zastąpiły niewydolną POZ”. System stoi na głowie. Trudno oczekiwać zmian na lepsze w POZ bez wsparcia inwestycyjnego, organizacyjnego i systemowego. Czy my w ogóle wiemy, jakiej POZ chcemy w Polsce?” – napisała prof. Agnieszka Mastalerz-Migas, konsultant krajowa w dziedzinie medycyny rodzinnej, kierownik Katedry i Zakładu Medycyny Rodzinnej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

W dyskusji zabrał głos Filip Domański, specjalista ds. polityki w Dyrekcji Generalnej ds. Zdrowia i Bezpieczeństwa Żywności UE w latach 2015-2021 oraz główny specjalista w Ministerstwie Zdrowia w latach 2013-2015. „POZornie wiemy, ale jak mówią Czesi, „daj POZor”, bo rzeczywistość może zaskrzeczeć” – skomentował.

Czyli łatwiej i bardziej efektywnie jest zainwestować w szpital niż w POZ lub AOS? Interesujące” – zastanawiał się natomiast Robert Mołdach, Prezes Instytutu Zdrowia i Demokracji.

Na to pytanie odpowiedział Filip Domański: „Łatwiej, bo szp. „zjedzą” od razu więcej kasy, wydadzą na widowiskowe rzeczy i wszystko to łatwiej się zmierzy. Efektywniej nie. Choćby dlatego, że jeśli szp. skupią uwagę, to aż będzie się prosiło umieszczać tam pacjentów. Nie takie to podejście. Nie wiem, czy KE przystanie”.

Wątpliwości co do celów polityki zdrowotnej związanej z POZ wyraził także Grzegorz Ziemniak, Partner IZiD: „Co to za mądrości? Ależ jest mocny upór lobby proszpitalnego…

Zdaniem Filipa Domańskiego jest to odwracanie piramidy postawione na głowie. „Piramida w swojej obecnej postaci, jak każdy żywy organizm, walczy o przeżycie” – zwrócił natomiast uwagę Robert Mołdach.

Koniecznie trzeba wzmocnić szpitale w opiekę planowaną, np. #CareTransition wtedy POZ będzie niepotrzebny” – podsumowała Dorota Kilańska, członek Rady Przejrzystości w AOTMiT.

Robert Mołdach poproszony przez MarketBrief o końcowy komentarz do tej dyskusji powiedział: „Podzielam wyrażone opinie. Mimo deklaracji o dalszym wdrażaniu opieki koordynowanej, postępującej edukacji lekarzy medycyny rodzinnej, planowanej rozbudowie systemu finansowania świadczeń, rozwoju telemedycyny, czy poszerzonych zadaniach profilaktycznych, brak mi całościowej wizji regulatora organizacji i funkcjonowania podstawowej opieki zdrowotnej. Dla jasności, widzę działania, ale nie dostrzegam skutecznych rozwiązań prowadzących do zmiany status quo POZ. Jednocześnie gros uwagi skupiają szpitale. POZ tymczasem pozostaje osamotniona z niedoinwestowaniem, niewykorzystanymi kompetencjami, przeciążeniem, problemem następstwa kadr wobec nieuchronnego klifu emerytalnego, nierówności w dostępie do opieki zdrowotnej pomiędzy miastem a wsią, niską konkurencyjnością regionów peryferyjnych wobec miast pod względem atrakcyjności miejsca pracy i życia, czy wreszcie opieką koordynowaną skupioną na jednostce chorobowej a nie rozwoju sieci współpracy. To tylko przykłady, jak niepełne jest obecne podejście. Celowo nie nazywam tego strategią. Brak bowiem skutecznej odpowiedzi na kluczowe wyzwania. Jest natomiast wiele działań, które nie gwarantują rezultatu. Przykład? 500 lekarzy rocznie kończących specjalizację z medycyny rodzinnej oznacza, że zajmie nam z górą dwadzieścia lat podwojenie ich liczby i to przy błędnym założeniu, że wszyscy będą nadal pracować. Ci nowo wyszkoleni lekarze będą jeszcze musieli porzucić ośrodki akademickie, by przenieść się na wieś, założyć tam rodziny i zbudować centrum swego życia. Tu na prawdę trzeba całościowego spojrzenia i skoordynowanego wsparcia POZ.”

 

Samotny biały żagiel

Quino Al

Rezygnacja większości członków Rady Medycznej przy premierze Mateuszu Morawieckim, dymisje kolejnych wiceministrów zdrowia, pomijanie ministra przy części rządowych spotkań dotyczących pandemii – z takimi problemami mierzy się Adam Niedzielski. Dodatkowo, część wypowiedzi ministra nasuwa pytanie, czy sam kapitan tego okrętu nie rozważa zejścia z pokładu.

Z niedawnego wywiadu Adama Niedzielskiego dla „Rynku Zdrowia” widać jasno, że minister dystansuje się od opinii kwestionujących naukowe dane dotyczące pandemii i skuteczności szczepionek przeciw COVID-19. „Jesteśmy też przyzwyczajeni do pewnego szumu informacyjnego i loży recenzentów, która z pozycji fotela jest w stanie wypowiadać wszelakie sformułowania. Jest pewnego rodzaju zapotrzebowanie na takie zachowania. Z jednej strony media kreują popyt na informację, z drugiej strony nie ma takiego tematu, na którym można się polansować tak, jak na pandemii. Stąd wysyp ekspertów, którzy wiedzą wszystko na ten temat i bardzo łatwo im przychodzi recenzowanie. Czy pani widzi co się dzieje z mediami społecznościowymi. One stają się siedliskiem hejtu i – mówiąc kolokwialnie – kloaką, bo tam już jest więcej wyzwisk, szargania i zajmowania się pluciem, niż merytorycznych odniesień” – mówił minister w wywiadzie dla „Rynku Zdrowia”. Problem jednak w tym, że wśród tych pseudoekspertów są nie tylko wyborcy Prawa i Sprawiedliwości, ale także sami posłowie – antyszczepionkowcy, którzy jak słychać było wielokrotnie z głosów płynących z Rady Medycznej, mają decydujący wpływ na decyzje rządu dotyczące pandemii.

To także ci sami antyszczepionkowcy, z którymi spotkali się premier Mateusz Morawiecki i prezes PiS Jarosław Kaczyński, z pominięciem najważniejszej osoby w tym układzie – ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Spotkali się, by przekonywać do poparcia tzw. ustawy Hoca dotyczącej weryfikacji covidowej pracowników, która wywołała ferment w koalicji rządzącej i wystawiła na poważną próbę cierpliwość ministra zdrowia. „Nie, nie otrzymałem zaproszenia. To było spotkanie, które odbyło się w konfiguracji, o której państwo doskonale wiecie. To było spotkanie o charakterze politycznym, na którym nie była ustalana, z tego co mi wiadomo, polityka epidemiczna. Była dyskusja o ustawie, która jest procedowana w Sejmie” – wyjaśniał dziennikarzom Adam Niedzielski dzień po spotkaniu.

Czarę goryczy przelała wypowiedź małopolskiej kurator oświaty Barbary Nowak, która nazwała szczepionki przeciw COVID-19 eksperymentem medycznym. Adam Niedzielski dość ostro skomentował jej wypowiedź: „Decyzja o pozostawieniu małopolskiej kurator oświaty Barbary Nowak na stanowisku to branie na siebie odpowiedzialności za to, jaki wpływ jej wypowiedź może mieć na ludzi, którzy nie podejmą decyzji o szczepieniu. (…) Znajduje się osoba, jeśli można tak powiedzieć oświecona, która uważa, że potrafi przeciwstawić się swoim nikłym autorytetem całemu światu nauki. (…) Ja oczywiście potępiam wszystkie takie oznaki braku rozumu i apeluję o pewnego rodzaju wstrzemięźliwość” – ocenił Adam Niedzielski.

Pani kurator pozostaje nadal na stanowisku, a minister zdrowia ma jeszcze jedno pole do sporu z jej zwierzchnikiem – ministrem nauki i szkolnictwa wyższego Przemysławem Czarnkiem. Nie słychać bowiem o wprowadzeniu zapowiadanych obowiązkowych szczepień dla nauczycieli, zapowiadanych przez ministra zdrowia. Wystarczyło, że minister, nomen omen edukacji, tupnął nogą i Adam Niedzielski ponownie został osamotniony tym razem na polu walki o powszechność szczepień. Tematu praktycznie nie ma.

Minister postawił jednak ultimatum. Z doniesień „Onetu” wynika, że PiS już szuka „po cichu” kandydata na nowego ministra zdrowia, na wypadek, gdyby ustawa Hoca nie przeszła przez Sejm, a Adam Niedzielski podał się do dymisji. „Minister zdrowia Adam Niedzielski postawił ultimatum: albo ustawa o weryfikacji paszportów covidowych przez pracodawców zostanie szybko uchwalona, albo on złoży dymisję. I choć uzyskał zapewnienie, że ta ustawa będzie dla rządu teraz priorytetem, to w kierownictwie partii rządzącej ruszyły po cichu poszukiwania kandydatów na szefa resortu zdrowia” – informuje „Onet”.

Ale osób do pracy w Ministerstwie Zdrowia potrzeba znacznie więcej niż tylko ewentualnego kandydata na samego ministra. W ostatni piątek do dymisji podał się podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia Sławomir Gadomski, odpowiedzialny m.in. za prace nad ustawą o reformie szpitalnictwa, rozwój Krajowej Sieci Onkologicznej, prace nad powołaniem Funduszu Medycznego oraz stworzeniem Planu dla Chorób Rzadkich. Wcześniej z resortu odeszła podsekretarz stanu Anna Goławska, nadzorująca Centrum e-Zdrowia. Należy też zauważyć, że wiceminister zdrowia, sekretarz stanu Waldemar Kraska, nie wypełnia tej politycznej roli i nie wypełnia w 100% luki po sekretarz stanu Józefie Szczurek – Żelazko. Wygląda na to, jakby zajmował się głównie przekazywaniem informacji o epidemii i danych dotyczących liczby nowych zakażeń.

Z ministrem Adamem Niedzielskim pozostali więc – poza Waldemarem Kraską, podsekretarz stanu Maciej Miłkowski odpowiedzialny za politykę lekową i podsekretarz stanu Piotr Bromber odpowiedzialny głównie za dialog z protestującymi pracownikami ochrony zdrowia. Gabinet ministra, nie licząc jego samego, to obecnie trzy osoby i dyrektor generalna resortu. Dla porównania, minister zdrowia Łukasz Szumowski, miał do dyspozycji pięciu zastępców, a obecny minister finansów ma ich siedmiu.

Tymczasem na razie nie słychać, by minister Adam Niedzielski szukał kandydatów na pojawiające się wakaty. A na stole leżą poważne projekty ustaw, wymagające ogromu pracy, m.in. projekt ustawy o modernizacji i poprawie efektywności szpitalnictwa, nowelizacja ustawy refundacyjnej, projekt ustawy o jakości w ochronie zdrowia, a dodatkowo nie rozwiązany do końca problem płac w ochronie zdrowia i Białe Miasteczko wygaszone z powodu pandemii, a także trwające pilotaże Krajowej Sieci Kardiologicznej i Krajowej Sieci Onkologicznej. Giełda nazwisk kandydatów do pracy w resorcie zdrowia tym razem prezentuje się dość ubogo. Jedyne nazwisko, jakie pojawia się w tym kontekście, to poseł PiS Bolesław Piecha jako ewentualny następca Adama Niedzielskiego. Czyżby nie było chętnych do codziennej walki na polu pandemii, dokonywania wyborów między wiedzą medyczną i własnymi poglądami a dyktatem antyszczepionkowców, którym ulega koalicja rządząca?

Cogito ergo sum

arch. Michał Modro

Cogito ergo sum (łac. „Myślę, więc jestem”) to zdanie, które jest konkluzją wywodu, w którym René Descartes (Kartezjusz) poszukuje niepowątpiewalnych podstaw wiedzy.

A zatem czytam projekt ustawy o modernizacji i poprawie efektywności szpitalnictwa (nazwanej przez ministra zdrowia na konferencji prasowej konstytucją polskiego szpitalnictwa) i myślę.

Przede wszystkim o tym, że sam tytuł jest bardzo obiecujący „modernizacja” i „poprawa efektywności”.

Z drugiej strony zastanawiam się, dlaczego tylko szpitalnictwa?

W zasadzie nie ma chyba dzisiaj osoby, która zajmując się ochroną zdrowia nie kontestowałaby dwóch okoliczności:

  • po pierwsze tego, że sieć szpitali, w kształcie utworzonym i funkcjonującym obecnie, nie sprawdziła się – jako mało efektywne należy oceniać płacenie ryczałtu za świadczenia zdrowotne a i same kryteria kwalifikacji do sieci są bardzo skomplikowane;
  • po drugie, polska ochrona zdrowia jest zbyt „szpitalno-centryczna”.

Od pewnego czasu w przestrzeni publicznej toczy się dyskusja, której konkluzja jest jednoznaczna i można ją podsumować krótkim stwierdzeniem „zbyt duża rola szpitali w ochronie zdrowia”. Zatem poświęcenie ustawy wyłącznie szpitalom może sugerować, że ten model się nie zmieni. Ale może też być zupełnie inaczej. Może to początek? A uporządkowanie, tj. „modernizacja” i „poprawa efektywności” działania szpitali będzie wyłącznie wstępem do tego, aby zacząć budować system ochrony zdrowia (celowo piszę „zacząć budować system” bo nie mam przekonania, że taki spójny system obecnie istnieje).

Projekt ustawy „obiecuje” poprawę w tym zakresie i to dobrze, wszakże pod tym warunkiem, że jest to punkt wyjścia, po którym nastąpią inne działania:

  • dalsza zmiana kompetencji POZ;
  • dalsze zwiększanie roli opieki ambulatoryjnej względem opieki szpitalnej;
  • wzmocnienie opieki koordynowanej, bez której nie zbudujemy systemu nowoczesnego i efektywnego zarówno ekonomicznie, ale przede wszystkim efektywnego pod względem jakości leczenia.

W toku prac legislacyjnych jest drugi równie ważny projekt ustawy, tj. o jakości i bezpieczeństwie pacjenta. W tym kontekście nie mam przekonania, że oba projekty zostały ze sobą spójnie powiązane. W projekcie ustawy o modernizacji i poprawie efektywności szpitalnictwa zabrakło odniesienia do kryteriów jakościowych funkcjonowania szpitali. Ustawa koncertuje się wyłącznie na wyniku finansowym, który, w przypadku dążenia szpitala do podniesienia jakości świadczeń może nie być dobry. Podnoszenie jakości wymaga kosztów i to nie tylko rzeczowych, ale przede wszystkim osobowych. Może się zatem zdarzyć, że szpital, który będzie miał świetne wyniki jakościowe, gorzej zostanie oceniony z punktu widzenia wyniku finansowego.

Należy też rozważyć inne elementy tj. zasady przeprowadzania egzaminu dla kadry menedżerskiej (szczegóły zostaną określone w rozporządzeniu).

Również kwestia czasowego podejścia do oceny wyników finansowych szpitali rodzi wątpliwości (minister zdrowia zapowiedział, że tym odniesieniem będzie wynik za 2022 r.), bowiem szpitale funkcjonują cały czas w warunkach ekstraordynaryjnych i w najbliższym czasie są małe szanse, aby to uległo zmianie.

Uwzględniając okoliczność, że szpitale w powiecie są bardzo często jednym z największych pracodawców, w szczególności dla pracowników niemedycznych, w projekcie brakuje rozwiązań istotnych z punktu widzenia pracowników, tj. zapewnienia podjęcia działań osłonowych wobec tych osób, dla których „modernizacja” i „poprawa efektywności” będzie się wiązać z utratą pracy.

Pomimo licznych wątpliwości uważam, że… to dobry punkt wyjścia.

W szpitalnictwie kluczem jest problem, nie rozwiązanie.

Bekah Allmark (Pexels)

Z projektem ustawy o modernizacji i poprawie efektywności szpitalnictwa powraca kluczowe dla każdej reformy zdrowotnej pytanie – pytanie o kanon narodzin polityki publicznej wychodzący od identyfikowanego problemu, poprzez odpowiadające mu rozwiązanie, po oczekiwany cel. Zła efektywność finansowa stanowiąca oś projektu to skutek wielu zjawisk a nie problem źródłowy.

Ustawy są narzędziem realizacji polityki publicznej. Projektując je, analizując ich kształt, w pierwszej kolejności należy odpowiedzieć na pytanie, jaki problem chcemy rozwiązać i jaki stan chcemy na koniec tego procesu osiągnąć?  Innymi słowy, jak będzie wyglądał świat, gdy już przyjęta przez nas polityka publiczna zostanie wdrożona?

Weźmy pod uwagę dwa szpitale powiatowe w odrębnych powiatach, odległe od siebie o rzut kamieniem. Pierwszy szpital to szpital 3. stopnia w systemie PSZ, kluczowy w zabezpieczeniu potrzeb zdrowotnych w regionie, w szczególności ze znaczącą rolą traumatologii i ortopedii. Ze względu na realizowane zadania, profil pacjentów, wycenę świadczeń i pozycję konkurencyjną, załóżmy, że w języku projektowanej ustawy jest to szpital kategorii C. Drugi szpital, wielokrotnie mniejszy, niech ma charakter lokalny. Jednak przyjmijmy, że na przestrzeni ostatniej dekady rozwinął modelowy oddział ortopedii ściągając tu najlepszych fachowców i inwestując w unikalną infrastrukturę. Jako szpital pretendujący do kategorii A stał się w dziedzinie ortopedii realnym konkurentem pierwszego szpitala. Spróbujmy zrozumieć jak w przypadku tych dwóch szpitali zadziała ustawa.

Pierwszy szpital jako podmiot kategorii C wymaga wdrożenia działań naprawczo-rozwojowych. W stosunku do niego Prezes Agencji rozpocznie odpowiednie postępowanie ze wszystkimi tego konsekwencjami. Plan naprawczo-rozwojowy tego szpitala będzie między innymi musiał wziąć pod uwagę dostosowanie działalności do regionalnych potrzeb zdrowotnych (art. 56 ust. 1 p. 14) i propozycje współpracy z innymi szpitalami w zakresie koncentracji zasobów ludzkich, świadczeń opieki zdrowotnej i konsolidacji funkcji medycznych (art. 56 ust. 1 p. 15). W zakresie ortopedii to w oczywisty sposób powinno dotyczyć drugiego analizowanego szpitala. Czy jednak może tu liczyć na otwartość, współpracę?

Dyrektor tego mniejszego szpitala może przecież nie zaprzątać sobie tym w ogóle głowy. Opracowując plan rozwojowy swego szpitala, spełniającego kryteria kategorii A, bez trudu wykaże dostosowanie jego działalności do regionalnych potrzeb zdrowotnych przywołując dane o kolejkach do operacji protezoplastyki stawów (Art. 31 ust. p. 2). Przedstawiając z kolei propozycje oraz zakres współpracy z innymi szpitalami w zakresie koncentracji zasobów, świadczeń i konsolidacji funkcji (Art. 31 ust. p. 3), opisze rozwijany z powodzeniem od dekady system zintegrowanej opieki ortopedycznej i współpracę z jednej strony z ośrodkami klinicznymi a z drugiej centrami rehabilitacji. Nie zapomni także o rozległych planach rozwoju telerahabilitacji, telekonsultacji, gdzie spodziewa się, jak w latach poprzednich, uzyskać znaczące wsparcie ze środków publicznych. Opisując indywidualną sytuację szpitala oraz porównując ją do sytuacji innych szpitali w regionie o podobnym profilu działalności (Art. 31 ust. 2) bez obaw wykaże swoje przewagi w zakresie ortopedii w stosunku do pierwszego z omawianych szpitali. Nawet jeśli Prezes Funduszu uznałby taki plan jako niedostosowany do regionalnych potrzeb zdrowotnych (art. 32 ust. 1), co wcale nie wydaje się takie oczywiste, to jedynym skutkiem takiej opinii w przypadku szpitala kategorii A będzie poinformowanie o tym Agencji (art. 32 ust. 3) i opublikowanie planu oraz opinii na stronie internetowej Agencji (art. 32 ust. 4).

System ochrony zdrowia jest takimi i temu podobnymi problemami przepełniony. Nie rozwiąże ich klucz ekonomiczny, bo ten może dawać mylne wskazania. Rozwiązanie tych problemów wymaga w pierwszej kolejności nie indywidualnych planów naprawczych czy rozwojowych, ale globalnej wizji opartej o konsensus oferty opieki zdrowotnej obu szpitali, ich personelu, władz, samorządów i mieszkańców regionu. Konsensus, w którym kształtując optymalną mapę świadczeń wspólnie wypracowano prawdziwą transformację ich struktury w regionie. W tym wypadku konsensus mógłby polegać na konsolidacji kompetencji w zakresie chirurgii ortopedycznej w pierwszym ze szpitali i rozwoju części zachowawczo-rehabilitacyjnej w drugim. Ale to wymagałoby wycofania się ze znaczącej części poczynionych tu inwestycji, stworzenia alternatywy dla kadry i mieszkańców, zaspokojenia ich ambicji i potrzeb. I to jest właśnie problem źródłowy, który ustawa powinna rozwiązywać!

Dla jasności, nie kwestionuję wagi wyniku finansowego. Ale zły wynik finansowy to nie jest problem źródłowy, na którym powinna koncentrować się ustawa. To skutek wielu okoliczności, z których błędy w zarządzaniu są ewentualnie tylko jedną z przyczyn. Pierwotnym problemem jest błędna struktura świadczeń, kształtowana żywiołowo, bez nadrzędnej wizji, pleciona partykularyzmami od z górą dwóch dekad. Polityka publiczna ochrony zdrowia powinna służyć wypracowaniu takiej struktury w postaci docelowej mapy świadczeń. Szpital po szpitalu, oddział po oddziale, gdzie lokalne problemy byłyby w pierwszej kolejności rozwiązywane w ramach lokalnego konsensusu. Dopiero jego brak powinien zgodnie z zasadą subsydiarności prowokować interwencję władzy centralnej. To objęłoby tak omawiany tutaj lokalny przypadek dwóch szpitali, jak i zapewne ostre linie sporu pomiędzy szpitalami o znaczącej pozycji, a już szczególnie, gdy mierzyć się ze sobą będą szpitale kategorii A. Tu oczy ustawy pozostają zamknięte.

Ustawa o modernizacji i poprawie efektywności szpitalnictwa błędnie identyfikuje problem źródłowy patrząc na niego poprzez pryzmat finansowy. To nie efektywność finansowa jest problemem źródłowym, ale struktura i dystrybucja świadczeń wspierana latami, a wręcz dekadami pogłębiających ten problem błędnych, często całkowicie chybionych inwestycji. Efektywność finansowana, którą obserwujemy, jest tego skutkiem.

W polityce publicznej obowiązuje niekwestionowana zasada. Najpierw problem źródłowy, potem zaplanowany stan docelowy, a na końcu rozwiązanie. Nigdy odwrotnie.

 

Podsumowanie roku 2021 – bohaterowie są zmęczeni… i samotni.

Jarosław Kaczor

Dziesięć autokarów pędzących na ścianę, sześć Tupolewów, sześćset trumien – politycy w ostatnich dniach 2021 roku prześcigają się wprost w budowaniu obrazowych porównań, które w namacalny sposób mogłyby oddać dzienne statystyki ofiar pandemii. Przyznam, że i ja przed wystąpieniami w mediach szukam w głowie nowych słów, które mogłyby przebić coraz grubszą barierę społecznej obojętności. Skąd bierze się to niewytłumaczalne znieczulenie na codzienną tragedię? Czemu te obrazy nie działają na naszą wyobraźnię? Te pytania zadajemy sobie codziennie. Przecież już każdy z nas stracił kogoś z rodziny, przyjaciela, sąsiada.

W licznych podsumowaniach mijającego roku, które śledzę w popularnych telewizjach, epidemia wymieniana jest na pierwszym miejscu. Z powierzchni Polski wskutek nadmiarowych zgonów związanych z nią bezpośrednio lub pośrednio zniknęło już nie miasteczko, ale średniej wielkości miasto. Pod tym względem Polska zaczyna przodować w niechlubnych statystykach nie tylko europejskich, ale również światowych. To wyraz kompletnej abdykacji rządu z podstawowego obowiązku, jakim jest dbanie o życie i zdrowie obywateli.

Tymczasem w świeżym badaniu United Surveys dla RMF i “Dziennika Gazety Prawnej” wśród oczekiwań Polaków na rok 2022 przodują kolejno: zmniejszenie inflacji – 43%, polepszenie stosunków z UE i zmniejszenie podatków – po ok. 30%. Kwestie związane z epidemią obstawiają doły stawki na poziomie 4-5% i dotyczą wyłącznie stopnia obostrzeń. Titanic nabiera wody, a my martwimy się głównie o ceny kanapek w kantynie. Jasne, bliższa ciału koszula, ale to spowszednienie pandemicznego dance macabre sprawia, że rządzący nie czują żadnej presji do podjęcia odważnych i zdecydowanych działań.

Czemu się tak dzieje? Badacze i publicyści już po pierwszej fali i uciążliwym lockdownie wskazywali na mechanizmy wyparcia i chęć szybkiego zapomnienia o trudnym okresie. Brutalny w swojej szczerości jest w tej sprawie prof. Czapiński w rozmowie z Jackiem Żakowskim na łamach “Polityki”:

Nie boisz się respiratora?

Nie mam powodu się bać, bo jestem potrójnie szczepiony. A niezaszczepieni nie traktują wirusa poważnie, więc też się nie boją. Nie ma w Polsce strachu przed covidem.

Ja się boję, że jeszcze wiele osób niepotrzebnie umrze.

Mało kto tak myśli. Polacy boją się o siebie i najbliższych. Jedni najbliższych szczepią, a drudzy uważają, że nic im nie grozi. Każdy ma to, czego chce. Ogromna większość doskonale sobie w tej sytuacji radzi albo ma takie poczucie.

Ponad miesiąc temu, 24 listopada, kiedy zaczęła wzrastać czwarta fala zachorowań, odbyło się zamknięte spotkanie w gabinecie Marszałek Witek poświęcone propozycjom szybkich kroków w celu zapobieżenia katastrofie. Jako szefowie klubów i kół opozycyjnych domagaliśmy się na nim przedstawienia rządowego projektu ustawy, nad którym moglibyśmy pracować w przyspieszonym tempie. Przynieśliśmy na to spotkanie wiele pomysłów skonsultowanych ze środowiskiem medycznym – żaden z nich prócz Funduszu Kompensacyjnego do dziś nie został wdrożony. Wobec paraliżu woli strony rządowej, chcieliśmy choć umożliwić skuteczne działania Polakom, którzy – jak pokazał to początek epidemii w 2020 roku – potrafią samoorganizować się wobec zagrożenia. I nawet tego nie udało się zapewnić. Dotąd fryzjer, dyrektorka szkoły, księgarz czy pracodawca nie mają skutecznej podstawy prawnej do sprawdzania certyfikatów covidowych.

 

Mam przed oczami jeszcze jeden obraz z 2021 roku, kiedy latem odwiedzałam Białe Miasteczko 2.0 w Alejach Ujazdowskich. Kiedyś, 14 lat temu, po nocy składałam “Białego Kuriera” dla pierwszego miasteczka, które postawiły tam pielęgniarki. Teraz szłam do medyków jako posłanka przygotowana na wiele trudnych pytań. Rzuciła mi się w oczy obojętność, z jaką mijali je zmierzający do Łazienek spacerowicze. Dziś bal na Titanicu trwa, zmieniają się polityczne tematy, stołki, opinię publiczną rozgrzewają podsłuchy. Tymczasem w szpitalach trwa cicha walka i wyścig z czasem. Już nikt nie klaszcze bohaterom, zostawiliśmy ich z tymi, którzy zsuwają się z pokładu.

Hanna Gill-Piątek, Przewodnicząca Koła Parlamentarnego Polska 2050

Otrzymuj informacje od IZiD

Adres e-mail będzie wykorzystywany zgodnie z Polityką Prywatności dostępną pod adresem https://www.izid.pl/polityka-prywatnosci/ wyłącznie do przesyłania Ci naszego newslettera oraz informacji o działalności Instytutu Zdrowia i Demokracji.

ikona ikona ikona