Minister zdrowia w randze wicepremiera!
G.Z.: Kończy się kadencja Parlamentu. To moment, w którym warto pewne rzeczy podsumować, ale także zaplanować na następne miesiące i lata. To także moment, w którym warto spojrzeć na to, co się wydarzyło w ostatnim czasie, w ostatniej kadencji – co się udało, co się nie udało. To była bardzo trudna kadencja. Chciałbym nawiązać przede wszystkim do Pańskiej aktywności i przewodniczenia, prowadzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Zdrowia Publicznego, bo zdrowie publiczne, mam wrażenie, cały czas jest niedowartościowane, jest troszeczkę pomijane, traktowane jako kategoria B, jeśli chodzi w ogóle o zdrowie. W trakcie prac Parlamentarnego Zespołu ds. Zdrowia Publicznego poruszali Państwo sporo różnych tematów związanych zarówno z bieżącymi działaniami w organizacji typu Fundusz Medyczny, zajmowali się Państwo cukrzycą, profilaktyką związaną z leczeniem otyłości, także programami ograniczania dostępu do papierosów w Polsce. Jak te tematy w trakcie prac w tej kadencji wybrzmiewały? Czy znajdowały odzwierciedlenie w reakcjach innych posłów, ministrów, czy ministerstw? Czy coś tutaj miałby Pan do pokazania, co się udało, czego Pan żałuje, co jest dumą – co udało się mimo trudnych warunków, jakie mamy dzisiaj w polityce?
R.M.: Zdrowie publiczne jest tematem zaniedbanym w Polsce od bardzo wielu lat – tak, jak gdyby ci, którzy decydują o nim, nie mieli świadomości, że dbałość o zdrowie publiczne jest podstawą zarówno ilości zachorowań, jak i ilości zgonów Polaków. A w ubiegłym roku, przypomnę, mieliśmy o 100 000 więcej zgonów niż zwykle – najwięcej od zakończenia II Wojny Światowej.
G.Z.: Prawie ćwierć miliona tych nadmiarowych zgonów – to niesamowita liczba.
R.M.: To są sprawy, które wreszcie powinny być zauważone przez Ministerstwo Zdrowia. Ale to nie tylko Ministerstwo Zdrowia decyduje o pewnych programach politycznych – decyduje o tym rząd, dlatego, że na działania, których celem jest dbałość o zdrowie publiczne, muszą się składać wspólne wysiłki zarówno Ministerstwa Zdrowia, jak również Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, Ministerstwa Finansów, Ministerstwa Sportu, Ministerstwa Rolnictwa oraz Ministerstwa Edukacji i Nauki. Te resorty powinny wypracować jeden spójny program na rzecz podniesienia poziomu zdrowia publicznego.
Tematów, które poruszaliśmy, jest mnóstwo. To są kwestie nałogów, ale również sprawa organizacji systemu opieki zdrowotnej, czy system opieki zdrowotnej poświęca wystarczająco dużo czasu na badania profilaktyczne, na propagowanie zdrowego trybu życia, przeciwdziałania nałogom, kondycji dzieci i młodzieży, osób starszych. Prowadziliśmy rozmowy również w sprawach wykorzystania funduszy państwowych, pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia.
Jednym z tematów było wykorzystanie środków z Funduszu Medycznego powołanego przez prezydenta Andrzeja Dudę. Nasze oburzenie wybudził fakt, że przez niemal 5 lat, mimo głośnych zapowiedzi, że będą to pieniądze na leczenie dzieci, leczenie chorób rzadkich i chorób nowotworowych – pieniądze z naszych składek – były przetrzymywane w większości w banku zamrożone na kontach. Do posłów docierały rozpaczliwe błagania ludzi, którzy nie mogli otrzymać zgody na nowoczesne terapie przeciwnowotworowe – stąd odbywały się posiedzenia, w czasie których interweniowaliśmy i reagowaliśmy na obecną sytuację. Natomiast nie było żadnej odpowiedzi. Ludzie są zaszokowani. Codziennie, gdy otwieramy strony internetowe, czytamy prasę czy informacje na stronach różnych fundacji, spotykamy się z dziesiątkami, jeżeli nie setkami rozpaczliwych apeli zarówno fundacji, jak i zwłaszcza rodziców dzieci, dla których nie ma pieniędzy na leczenie chorób nowotworowych – te dzieci są skazane bez tych środków na brak leczenia i cierpienie.
Natomiast jeżeli chodzi o tematy zdrowia publicznego, to zajmowaliśmy się głównie zjawiskami, które powodują zwiększoną zapadalność Polaków na bardzo ważne choroby takie jak nałóg nikotynowy. 29% polskiego społeczeństwa pali. Mamy niepokojące dane dotyczące palenia przez dzieci i młodzież. Już dziesięcio-, dwunastolatkowie przyznają się do tego, że palą papierosy. Brakuje programu państwowego, który by narzucił tym ministerstwom, które wymieniłem, konieczność realizowania spójnego programu profilaktycznego. Brakuje przejrzystej polityki informacyjnej rządu w kwestii przygotowania polskiego stanowiska na doroczne spotkania wypracowujące rekomendacje i zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia. To jest bardzo ważne, bo podobnie jak zaniedbania Polski, jeżeli chodzi o Unię Europejską, te same zaniedbania dotyczą obecności, stanowiska Polski na spotkaniach i kongresach Światowej Organizacji Zdrowia.
G.Z.: Jesteśmy nieobecni albo czekamy pasywnie na to, co się wydarzy. Państwo posłowie też to widzicie – nie ma żadnych konsultacji czy efektów współpracy z Ministerstwem w tym obszarze?
R.M.: W posiedzeniach zespołu biorą udział profesorowie medycyny, autorytety medyczne, autorytety świata zdrowia znane w całym świecie, a niestety nie bierze się ich głosu pod uwagę. Oczekujemy na wypracowanie takich narzędzi, które będą polegały na stworzeniu polityki prewencyjnej, edukacyjnej dla kadry medycznej, lekarzy POZ, lekarzy specjalistów celem wypracowania sposobu podejścia do osób palących, włączenia elementów strategii ograniczania szkód do polityki państwa w zakresie eliminowania papierosów i efektów palenia. Polityka edukacyjna, której brakuje w szkołach, polityka skierowana do młodzieży, ale również seniorów, żeby uświadomić ludziom jak poważne skutki powoduje palenie. Przyczyną 80% zgonów spowodowanych chorobami nowotworowymi płuc, krtani, gardła, jest palenie papierosów. Do społeczeństwa to niestety nie dociera – obrazki na opakowaniach nie działają. Wprowadzenie klasyfikacji szkodliwości, toksyczności dla poszczególnych wyrobów tytoniowych. Dzisiaj mamy już środki zastępcze. Są kraje, w których udało się dzięki spójnej polityce doprowadzić do ograniczenia palenia papierosów. Szwecja jest takim przykładem – tylko 5% społeczeństwa pali, więc to jest program, który można naprawdę zrealizować.
Musimy też wprowadzić rygorystyczną kontrolę produktów zarówno tytoniowych, jak i produktów zastępczych. Docierają do nas bardzo niepokojące informacje, że produkty te nie mają odpowiednich badań, nie są kontrolowane pod względem szkodliwości, nie znany jest ich skład. Mamy przecież Sanepid, różne służby. To państwo ma wypracować system kontroli punktów sprzedaży, importu tych środków, produkcji.
G.Z.: Skoro nawet na przykład w Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji są procedury badania i przedkładania do badań projektów o charakterze zdrowotnym, które są płatne, tak samo w tym wypadku rejestracja powinna być płatna i każdy wyrób powinien przejść certyfikację i dopiero zostać dopuszczony do obrotu rynkowego.
R.M.: Powinniśmy prowadzić konsekwentnie politykę restrykcyjną dla sprzedających papierosy nieletnim, skoro nabycie papierosów dla 10- czy 12-latka nie stanowi problemu. Nie chciałbym krzywdzić sprzedawców, sam widziałem sytuacje, w których sprzedawcy odmawiali sprzedaży tego towaru, to jednak są miejsca, w których to się dzieje. W związku z tym powinny zostać wprowadzone tak wysokie kary i restrykcje, żeby nie było pokusy „sprzedam nieletniemu, przecież się nic nie stanie”.
G.Z.: Udało się to z alkoholem – jest mały odsetek tych, którzy ryzykują, że stracą koncesję na sprzedaż alkoholu, bo konsekwencje finansowe są dosyć wysokie.
R.M.: Spójna polityka, jeden program, w który będą zaangażowane ministerstwa, które wymieniłem. Trzeba stworzyć warunki skutecznego zniechęcania potencjalnych palaczy do wejścia w nałóg. A dla tych, którzy już z nałogiem walczą, warunki do tego, żeby się z nim rozstali. To jest możliwe – to się zdarzyło zarówno w Czechach, jak i w Szwecji. Wskazane byłoby stworzenie ośrodków do walki z nałogiem palenia, powiedzmy w każdym powiecie – takie wnioski też wypracowaliśmy. Akcyza ze sprzedaży papierosów powinna być przeznaczona na leczenie skutków palenia. Oczywiście temat jest znacznie poważniejszy i szerszy.
Drugim tematem jest problem otyłości, w której Polska też zaczyna przodować wśród krajów europejskich, zwłaszcza jeżeli chodzi o młodzież i dzieci. Chyba jesteśmy w samej czołówce, jeżeli chodzi o szybkość tycia 10-, 12- i 14-latków. Programy, które nam przedstawiało Ministerstwo, są od wielu lat nieskuteczne. To są programy doraźne, które nie przynoszą efektów. Samo propagowanie zdrowego trybu życia w Internecie nie przyniesie skutków. Samo organizowanie wyrywkowych akcji dla 100- 150 szkół rocznie też nie przyniesie oczekiwanego efektu, ponieważ w Polsce szkół jest kilkanaście tysięcy. To powinien być spójny program, tak jak mówiłem tych ministerstw, zwłaszcza Ministerstwa Zdrowia i Edukacji, oczywiście Ministerstwa Finansów też, bo są potrzebne środki – skuteczny program przeciwdziałania otyłości. Mamy takie przykłady w Zespole rozpisane bardzo dokładnie. W Hiszpanii jest realizowany program o charakterze narodowym. Hiszpanie zrozumieli jak wielkim problemem jest otyłość. To nie tylko problem wyglądu, estetyki, ale otyłość jest bardzo poważnym problemem zdrowotnym, który powoduje choroby układu krążenia, układu kostnego, wpływa na częstość występowania chorób nowotworowych i w końcu jest to problem wpływający na psychikę. Osoby otyłe zaczynają być poza nawiasem społeczeństwa.
G.Z.: Rodzą się depresje, różnego rodzaju problemy o charakterze psychicznymi wymagające wsparcia.
R.M.: Tylko spójna polityka będzie mogła zahamować ten proces. My już dawno stworzyliśmy taki program wbrew temu, co się mówi, żeby obciążyć lekarza rodzinnego obowiązkiem opieki nad pacjentem otyłym. Wiemy jaki jest problem z dostaniem się w ogóle do lekarza, a szczególnie do lekarza specjalisty. Życie przynosi jedno rozwiązanie – lekarze rodzinni nie będą zajmowali się problemem otyłości. W związku z tym trzeba w to włączyć wszystkie instytucje, z którymi dzieci mają kontakt, czyli zaczynamy od szkoły. Do świadomości rodziców też trzeba dotrzeć, ale to na razie się nie udaje. Widzielibyśmy konieczność zatrudnienia w szkołach dietetyków. Bilanse nie powinny być tak jak dotąd co dwa czy trzy lata tylko powinny być w każdej grupie wiekowej wykonywane co rok. Ważnym elementem w bilansie jest wskaźnik otyłości – przy przekroczeniu wskaźnika pielęgniarka powinna informować rodziców, że dziecko powinno trafić do lekarza rodzinnego, ale nie po to, żeby leczył otyłość, tylko po to, by zrobiono badania wykluczające patologie. Przyczyną otyłości są pewne choroby. Jeżeli przyczyną otyłości są tylko błędy dietetyczne i za mało ruchu, to w każdym mieście powiatowym powinna zostać utworzona poradnia obesitologiczna, do której trafiałyby osoby dorosłe i dzieci i gdzie zająłby się nimi zespół składający się z lekarza, psychologa, dietetyka i fizjoterapeuty. Przynajmniej rok ta osoba powinna być pod kontrolą lekarza. Jeżeli jest to otyłość olbrzymia, to mamy dostępne środki medycyny interwencyjnej takie jak bariatria, ale to na ostatnim miejscu.
Dlaczego mówię o konieczności zatrudnienia dietetyka w szkole? – dlatego że w szkole powinny odbywać się zajęcia ze zdrowego żywienia. Widziałem za granicą zajęcia w szkołach, gdzie uczy się dzieci przyrządzać zdrowe posiłki. Tak jak kiedyś za moich czasów były pracownie nauk technicznych, to dzisiaj powinny być to pracownie, w których dzieci otrzymywały wiedzę co jest zdrowe i jak to przygotować. Musimy znaleźć odwrotną drogę. Przy przyzwyczajeniu naszego społeczeństwa do niezdrowego sposobu odżywiania uważam, że to dzieci mogłyby być przekaźnikiem informacji wyniesionych ze szkoły. Dziecko mogłoby przekazać rodzicom, czego się nie powinno jeść.
Uważamy również, że państwo powinno sfinansować młodzieży i dzieciom uczącym się bezpłatne, dobrze zbilansowane obiady. Gdy działał Instytut Żywienia i Żywności zostały opracowane jadłospisy dobrze zbilansowanej żywności. Wtedy dzieci nie będą głodne i nie będą miały pokusy, żeby sięgnąć po rzeczy niezdrowe. Często dzieci mówią „nie jadłem śniadania” – dlaczego – bo mama dała 5 zł i dziecko kupuje sobie batonik. Druga sprawa – w niektórych szkołach dzieci mają zajęcia do godz. 17 czy 18:00, a posiłek powinien odbywać się o fizjologicznej porze, w której organizm wymaga spożycia posiłku. Trzeba byłoby zaangażować w to Ministerstwo Edukacji, żeby przerwa śniadaniowa trwała nie 20, a 40 minut, żeby dziecko mogło spokojnie spożyć posiłek.
Jeżeli chodzi o osoby dorosłe, to poradnie obesitologiczne, dotarcie z informacjami do tych osób, ale również propagowanie zajęć fizycznych. Mamy przecież samorządy, które dysponują szkołami, salami gimnastycznymi. Trzeba znaleźć środki, żeby zatrudnić osoby od rehabilitacji, które by prowadziły zajęcia z osobami otyłymi, bo dziś na fizjoterapię bardzo ciężko się dostać. Myślę, że zachętą byłby system nagród dla osób regularnie uczestniczących w zajęciach. Powiedzmy raz na kwartał przyjeżdżałby ambulans, w którym można byłoby oddać krew na badania typu cholesterol czy trójglicerydy. To byłaby zachęta i profilaktyka.
G.Z.: Dużo państwo musiałoby zrobić i to są bardzo mądrze wydane pieniądze – wydatki będą skutkować tym, że społeczeństwo zarówno dzisiejsze, jak i to przyszłe, czyli właśnie dzieci zdrowo się odżywiające czy zażywające ruchu będą kiedyś po prostu zdrowsze, będą mniej obciążały system ochrony zdrowia. Czy to jest możliwe do zrealizowania? Wszyscy o tym wiemy, od lat dyskutujemy, nie odkrywa się tutaj Ameryki. To są rzeczy już opracowane, są opracowania instytutów badawczych, przykłady innych krajów. Co jest potrzebne, żeby to w końcu zrealizować? Czy tu jest potrzebne jakieś nadzwyczajny połączenie sił czy pełnomocnik rządu, czy dodatkowy fundusz? Wszystko teoretycznie już było – fundusz medyczny, pełnomocnicy do spraw zdrowia publicznego, a i tak nadal nic z tego nie wychodzi. Co stoi na przeszkodzie, żeby to zrealizować?
R.M.: Musi być mądry minister zdrowia z zapleczem politycznym, w randze wicepremiera, który miałby wpływ na podejmowanie decyzji. Ale wracając jeszcze do zachęty do ruchu. Konieczne trzeba zmienić sposób prowadzenia lekcji wychowania fizycznego, które nie mogą się opierać na wynikach, które dzieci uzyskują, tylko powinny zachęcać do ruchu. Natomiast dzieci szczególnie uzdolnione powinny trafiać do klubów sportowych, czy klas sportowych. To również działa źle na psychikę dzieci – ktoś, kto jest szczupły, wysoki skoczy daleko i skoczy wysoko. Ktoś, kto jest niski tego nie zrobi nawet jeżeli nie ma nadwagi i będzie się zniechęcał. Mało tego – ostatnio wprowadzono jeszcze większe zaostrzenia i nacisk na to, żeby osiągać super wyniki.
G.Z.: Za to obniża się kryteria fizyczne decydujące o przyjęciu do policji czy wojska, to jest paradoks. Ale do uzależnienia od alkoholu, myślę, że jest ważną rzeczą byłoby stworzenie bardzo silnej agencji rządowej, która obejmowałaby wszystkie uzależnienia.
R.M.: Część posiedzeń zespołu poświęciliśmy sprawom poszczególnych środowisk medycznych – wtedy, kiedy rozpatrywana była ustawa o zawodach medycznych, która nie tylko krzywdziła poszczególnych przedstawicieli tych zawodów, ale powodowała, że stworzono takie warunki, które odsuwały ich od możliwości świadczeń dla pacjentów. Mieliśmy świadomość, że na końcu poszkodowanym będzie pacjent. Mamy olbrzymie problemy z dostępem do świadczeń medycznych. Pomimo, że rząd zapowiadał, że skróci kolejki do specjalistów, to na niektóre świadczenia czeka się rok lub dwa, a na zabiegi fizjoterapeutyczne przynajmniej kilka miesięcy. Ludzie są zmuszeni korzystać z prywatnej opieki zdrowotnej. A my mamy świadomość, że jeżeli w środki wykorzystane na opiekę zdrowotną w Polsce to 160 miliardów złotych, to trzeba powiedzieć jedno – że 50 miliardów to były pieniądze wydane przez obywateli polskich z własnej kieszeni – tych, którzy byli zmuszeni wydać te pieniądze, ponieważ nie mieli szans dostać się w odpowiednim czasie na leczenie. I to trzeba koniecznie zmienić . I teraz przejdę do pracy w Komisji Zdrowia.
G.Z.: Tutaj role Pana posła się krzyżują z także z funkcją zastępcy przewodniczącego Komisji Zdrowia. Ma Pan perspektywę trzech kadencji, tej ostatniej dosyć trudnej. Jest Pan jednym z najaktywniejszych posłów Komisji Zdrowia, jeśli chodzi o wystąpienia, interpelacje i wystąpienia na sesjach plenarnych. Jak Pan to widzi na koniec tej kadencji – co było kluczowe, czy wydarzyły się jakieś ważne rzeczy, które były „kamieniami milowymi” działań na rzecz zdrowia, a co powinno się wydarzyć w nowej kadencji, kiedy, życząc tego Panu przewodniczącemu, będzie Pan w nowym Sejmie X kadencji, która rozpocznie się od bardzo dużych wyzwań i miejmy nadzieję, że spojrzymy na to wszystko od tej strony jak sobie z wyzwaniami poradzić, ale nie dyskutując tylko po prostu działając. Co było kluczowe w ostatnich czterech latach, a co będzie najważniejsze na najbliższe 4 lata?
R.M.: Jestem trzy kadencje w Sejmie i muszę stwierdzić, że tak trudnej kadencji, jeżeli chodzi o pracę w zespole i Komisji Zdrowia jeszcze nie było. (31:17) Przegrywaliśmy głosowania dlatego, że jest nas mniej. Nie były brane pod uwagę, a jeżeli były, to w bardzo niewielkim stopniu nasze uwagi. Poprawki, które wynosił Senat, były również odrzucane na posiedzeniach plenarnych.
G.Z.: A wydarzyło się coś pozytywnego?
R.M.: Wydawało się, że jest poprawa, jeżeli chodzi o dostępność do diagnostyki i leczenia chorób nowotworowych, ale też musimy to ocenić bardzo krytycznie. Programy pilotażowe – do dzisiaj nie mamy raportu. Raporty NIK są bardzo krytyczne, jeżeli chodzi o różne dziedziny medycyny. Przede wszystkim doprowadzono do olbrzymiego zadłużenia polskich szpitali. Na koniec roku to było prawie 20 miliardów złotych. Trudności z dostaniem się do lekarzy specjalistów, zniszczono zupełnie system SOR-ów, które dzisiaj są przeciążone. Ludzie czekają godzinami na SOR-rach. Możliwość dostępu do lekarzy specjalistów – to dzisiaj bardzo poważna sytuacja.
Ale opieka zdrowotna zawsze była pewnym problemem. Nieprawdziwe informacje są przekazywane społeczeństwu. Strona rządowa mówi, że wydatki na zdrowie to 5,2% PKB i że dąży, by było to 7%. To nieprawda – to jest niecałe 5%, ponieważ tylko w tej dziedzinie jak w żadnej innej za podstawę obliczenia bierze się pod uwagę PKB sprzed dwóch lat. To jest po prostu oszustwo. Co z tego, że to jest zapisane rządowej ustawie, jeśli jest to oszukiwanie społeczeństwa. Środki przeznaczane na opiekę zdrowotną są za małe. Wszyscy chwalili Fundusz Medyczny prezydenta Dudy, ale to nie był fundusz wydzielony osobno z pieniędzy rządowych tylko to stworzony z pieniędzy NFZ, czyli z naszych składek zdrowotnych – zamrożone 5 miliardów złotych przez parę lat.
Ostatnio bardzo bulwersował nas sposób procedowania ustaw, do których zgłaszano w ostatnim momencie poprawki nie mające nic wspólnego z zasadniczą rolą czy tekstem ustawy. Legislatorzy zwracali uwagę, że jest to niezgodne z prawem, ale mimo to przechodziły jak burza. Przykładem jest ustawa o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, po której wszyscy oczekiwaliśmy, że będą w niej zapisane zasady wykonywania tego zawodu, specjalizacji i zatrudnienia. W ostatnim momencie wrzucono poprawkę, którą zabrano 13 miliardów złotych z naszych pieniędzy, ze składek obywateli, które miały służyć leczeniu pacjentów.
W związku z tym nic dziwnego, że brakuje pieniędzy, żeby utrzymać szpitale. Ponad 90% szpitali ma zadłużenie. Jest tylko niewielka grupa szpitali, która wykonuje procedury wysokospecjalistyczne i lepiej płatne. 99% szpitali ma problemy nie z powodu złego zarządzania przez dyrektorów, ale z tego powodu, że procedury medyczne są źle wycenione. Dzisiaj 85% środków które szpital otrzymuje z NFZ, jest przeznaczane na utrzymanie placówki – pensje, leki dla pacjentów, ogrzewanie, amortyzację sprzętu. Tylko 15% szpital wydaje na leczenie pacjentów. Jest to spowodowane zbyt niską wyceną świadczeń. Banki komercyjne już nie chcą szpitalom udzielać kredytów, za chwilę będziemy mieli olbrzymie problemy. Więc cóż rząd zrobił? Ponieważ personel średni, pielęgniarki, mieli słuszne żądania płacowe, przegłosowaliśmy ustawę, w której zostały spełnione częściowo oczekiwania tych środowisk natomiast nie poszły za tym dodatkowe pieniądze z rządu. W związku z tym dyrektorzy albo wypłacają środki wymagane przez ustawę, albo niestety nie wypłacają, degradują pracowników i mamy sprawy sądowe. A jedynym rozwiązaniem jest ustawienie tak wysokości wyceny procedur medycznych, żeby pieniędzy wystarczało na wszystko. To są problemy, które nie zostały załatwione. Jeżeli tak dalej będzie, to problemy polskiego pacjenta nie zmniejszą się tylko znacznie się zwiększą.
G.Z.: Chyba to, może niebezpośrednio, ale także, przyczyniło się do dymisji ministra zdrowia. Chociaż kroplą, która przelała czarę goryczy, było ujawnienie danych i dyskusja, kto ma dostęp do naszych danych medycznych, co jest tematem, który będzie żył, ponieważ nie wiemy kto tymi danymi na rynku dysponuje i kiedy te dane wykorzysta. Minister chyba też z tych powodów, o których przewodniczący wspomniał, został odwołany, bo nie było widać szansy na to, żeby z tymi tematami sobie do końca poradził.
R.M.: Szczerze mówiąc ja pana ministra nie widziałem na żadnym posiedzeniu Komisji Zdrowia. To, o czym Pan mówi, jest szalenie niebezpieczne. 20 lat temu, będąc w Wielkiej Brytanii, w szpitalu widziałem specjalny zespół, który pracował nad tym, żeby dane nie wypływały. O naszym zdrowiu nie powinny wiedzieć osoby postronne, dlatego, że dane można wykorzystywać do różnych celów.
Jeżeli chodzi o Komisję Zdrowia, to chciałbym, żeby rządzący nie zapominali o tym, że to my posłowie jesteśmy dla społeczeństwa. Spotkałem się niestety z arogancją wobec przedstawicieli środowisk pacjentów, których nie dopuszczano do głosu, których głos się lekceważyło. Zdarzały się sytuacje naprawdę skandaliczne, sugerowano, żeby te osoby nie uczestniczyły w posiedzeniach Komisji, a one reprezentowały środowiska chorych na nowotwory, najczęściej również same chorowały. Sugerowanie, że działają na czyjeś zlecenie lub pobierają za to pieniądze jest rzeczą skandaliczną. My posłowie mamy obowiązek pamiętać o tym, że zostaliśmy wybrani przez ludzi i dla ludzi. Mamy obowiązek z tymi grupami się spotykać i ich wysłuchać, bo to jest nasz podstawowy obowiązek.
G.Z.: Na koniec – trzy punkty, które Pan by wskazał, jako najważniejsze w przyszłej kadencji.
R.M.: Na pewno zupełnie inny kierunek organizacji ochrony zdrowia niż ten, do którego dąży obecnie Ministerstwo Zdrowia. Ministerstwo dąży do centralizacji, czyli takiego zarządzania jak za czasów komunistycznych. My uważamy, że organizacja systemu opieki zdrowotnej powinna się opierać na potrzebach regionalnych. Najlepiej o tym wiedzą samorządy i stamtąd powinniśmy otrzymywać mapy potrzeb zdrowotnych. Nie będziemy likwidować Narodowego Funduszu Zdrowia dlatego że byłoby to zbyt skomplikowane. Natomiast do czego doprowadziło ministerstwo? – dyrektor Narodowego Funduszu Zdrowia w Warszawie decyduje o wszystkim. Dyrektorzy regionalnych oddziałów funduszy nie mają nic do powiedzenia. Oczywiście zwiększenie środków. Środki finansowe, które dzisiaj są w systemie, są zdecydowanie za małe. Nie będziemy zwiększać środków kosztem reszty budżetu i zadłużenia publicznego. Jeżeli uda nam się wygrać, to mamy do dyspozycji środki zarówno te, które czekają w Unii Europejskiej – 700 miliardów zł, jak i środki z KPO. W swoim regionie bardzo ściśle współpracuję z Urzędem Marszałkowskim i samorządem, wiem jak dużo pieniędzy, które samorząd otrzymał z Unii, zostało przeznaczone również na potrzeby zdrowotne. W województwie opolskim był to system opieki rehabilitacyjnej postcovidowej w domu pacjenta, zakupione karetki, sprzęt dla oddziałów szpitalnych, tomografy, rezonanse. Te pieniądze trzeba będzie wykorzystać.
Zniesiemy limity – nie będzie limitów do lekarzy specjalistów, postaramy się także znieść mity na świadczenia szpitalne, podnieść realnie wycenę świadczeń medycznych, żeby uniknąć problemów takich jak dzisiaj, że padają szpitale psychiatryczne, oddziały się zamykają. Wypracujemy również system, w którym, jeżeli pacjent będzie musiał czekać dłużej niż 30 dni na wizytę do lekarza specjalisty, to będzie mógł skorzystać z gabinetu prywatnego i na podstawie paragonu otrzyma refundację świadczenia do wysokości wyceny Narodowego Funduszu Zdrowia. Koszt dla pacjenta to będzie 1/3 tego, co zapłacił w gabinecie prywatnym, ale to zysk dla całego systemu, bo pacjent wcześniej zdiagnozowany i leczony nie będzie musiał trafiać na oddział szpitalny.
Chcielibyśmy także w kontraktach dla POZ-ów wygospodarować odrębne środki na badania diagnostyczne. Średnia zostanie wyliczona proporcjonalnie do ilości pacjentów. Lekarz będzie mógł korzystać z tych środków i nie martwić się o to czy pieniądze, które ma w kontrakcie wystarczą na badania pacjenta, co spowoduje też zmniejszenie ilości skierowań do szpitala.
G.Z.: To bardzo ważne i chyba bardzo oczekiwane. Są to postulaty zarówno środowiska lekarzy, jak i pacjentów.
R.M: Również myślimy o tym, żeby zorganizować system dowozu pacjentów. Dzisiaj ten system nie działa, mimo że PiS obiecywał, że komunikacja na wsiach się poprawi. Trzeba będzie znaleźć środki na to, żeby przetransportować pacjenta na badania diagnostyczne. Myślimy również o tym, żeby pacjenci mieli lepszy dostęp do centrów diagnostycznych, żeby mogły one pracować zarówno rano, jak i po południu.
G.Z.: Moglibyśmy jeszcze długo rozmawiać bo jest mnóstwo wątków, których nie poruszyliśmy. Po prostu zdrowie jest najważniejsze. Zdrowie to jest to, co wszyscy cenimy najwyżej we wszystkich możliwych rankingach cenionych wartości jest ono na pierwszym miejscu. Oby tak też było w przyszłym Sejmie, w przyszłym rządzie jaki by on nie był i kto by go nie tworzył. Bardzo dziękuję za dzisiejszą rozmowę i to podsumowanie kadencji.